środa, 18 września 2013

735 km w jedną stronę? Czemu nie!

Zastanawiałam się, czy by nie usunąć bloga. Zaczynałam dwie notki i nie mogłam skończyć, gdzieś brakowało natchnienia. Następowały chwile zwątpienia, ale w końcu nastąpiła mobilizacja. Dlaczego? Bo pomału od pojedynczych osób dowiadywałam się, że czytają bloga i czekają na następne notki. Jedno z najmilszych uczuć, jakie mnie ostatnio spotkało :) Skądś się wzięło przez ponad 500 wyświetleń, za które dziękuję!

Powrót zaczynam od skoku na głęboką wodę. Weekend w połowie sierpnia upłynął na pewnej dalekiej wyprawie koncertowej. Uświadomiła mi ona, że można wszystko jak się bardzo chce - także przejechać ponad 700 km na koncert. Jednak nie od razu - obowiązkowym punktem była przerwa w Krakowie, skąd większą grupą osób mieliśmy zamówionego busa do znajdującego się na polsko - ukraińskiej granicy Kryłowa (w gminie Mircze - nie bez powodu o tym wspominam. O tym później:))

Sobota, bez większych problemów dotarłam do Krakowa. Co więcej, jakimś cudem odnalazłam się na dworcu z Agnieszką. Stamtąd wspólnie ruszyłyśmy do jednego z krakowskich akademików, gdzie pełne ekscytacji pozwoliłyśmy sobie na chwilę przerwy i ruszyłyśmy przypomnieć sobie sztandarowe miejsca miasta. I tak dalej, i tak dalej...

Niedziela. Od rana zamęt, bo nadszedł wielki dzień koncertu. Zbieramy się, szykujemy, rozmawiamy.."Gdzie jest mój aparat?!", "nie zapomnij zdjęć!" :) Po malutkim zamieszaniu dotarłyśmy na umówiony Plac Matejki, gdzie mieliśmy spotkać się z resztą naszej ekipy i zamówionym busem wspólnie ruszyć na koncert. Stopniowo nieobecni stawali się obecnymi, a rzewnym powitaniom zdawało się nie być końca. Miło było znowu wszystkich zobaczyć po (pół)rocznej przerwie :) I tak zaczęła się nasza wspólna przygoda, o której w następnej notce... ;-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz