wtorek, 22 kwietnia 2014

Odolańska mafia i być jak Beata Pawlikowska - cz. 3

Na wstępie - nie wiem kiedy statystyki bloga przekroczyły magiczną barierę 1000 wyświetleń - bardzo to miłe uczucie :) Dziękuję za każde odwiedziny!

Wracając do opowieści. Zameldowałam się szczęśliwie w zajeździe. Całkiem przyjazne miejsce. Dużo zieleni, zaraz obok stadnina koni. Pokoje rozłożone w różnych częściach ośrodka, w swego rodzaju szeregówkach. Okazało się, że moje "cztery ściany" są nieco oddalone od recepcji, ale widząc mój niezbyt korzystny stan fizyczny, właścicielka zajazdu pokazała mi skrót dla pracowników. Co więcej, pozwoliła mi z niego korzystać :) Bardzo sympatyczna kobitka z niej była. Jako że musiałam się następnego dnia wcześnie rano ewakuować na pociąg powrotny, przez co nie miałabym jak zjeść śniadania, zaraz potem dostałam talerz pełen kanapek. I oranżadę. I wodę. Inni by się tylko cieszyli, że goście nie będą jeść posiłku, który jest w cenie pokoju.

Po kąpieli, która była mi niczym deszcz na pustyni, nadeszła chwila namysłu: co dalej? Nie uśmiechało mi się w ciągu kilkunastu najbliższych godzin tyle maszerować. Ale też nie przyjechałam po to, by siedzieć na kanapie przed telewizorem i odpoczywać. Leżeć i pachnieć - to nie dla mnie. Dlatego poszłam na spacer po ośrodku z nadzieją, że któryś z gości będzie może pod wieczór jechał w stronę Odolanowa. Niestety, nawet jeśli tak było, bynajmniej nie w odpowiadającym mi czasie. Za to wróciłam do pokoju z numerem do tzw. zaprzyjaźnionej korporacji taksówkarskiej z niedalekiego Ostrowca Wielkopolskiego. Biorąc pod uwagę swój nieco ograniczony budżet uznałam, że taksówką poszaleję wracając z koncertu, tudzież następnego poranka. Ten jeden raz postanowiłam jeszcze iść pieszo do miasta.

Wychodząc z zajazdu zauważyłam jeszcze jeden samochód, który sprawiał wrażenie gotowego do drogi. Z odległości, w której się znajdowałam, widać było w nim sylwetkę przypominając kobietę w mocno średnim wieku z "delikatną" nadwagą. Podstawowa zasada: nigdy nie wsiadaj do nieznajomego samochodu, a jeśli już musisz, niech będzie tam chociaż jedna kobieta. Daje to złudzenie poczucia bezpieczeństwa. Ale tylko złudzenie. Podeszłam parę kroków z zamysłem, by może jednak poprosić o podwiezienie. Jednak osoba, która z daleka przypominała panią, okazała się być facetem o dość nieciekawym wyglądzie. Dlatego zawróciłam i postanowiłam iść. Po kilkudziesięciu metrach przyczepiła się do mnie osa. Czy inne paskudztwo tego typu, które lata dookoła ciebie, brzęczy i ma ochotę cię zaatakować. Próbowałam zachować spokój, by nie włączyć w owadzie agresora do kwadratu. Nagle usłyszałam, że kawałek za mną jedzie samochód. Nie podobało mi się to za bardzo, mógłby mnie wyprzedzić. A tymczasem zrównał się ze mną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz